Wiersz dla kochanka |
|
Przyjedź po mnie
swą wielką czarną taksówką, Panie Śmierć
Ludzie mówią że żądasz zbyt wysokiej ceny
Ale nie mam nic a zabierasz mnie na przejażdżkę ilekroć
tego potrzebuję Zapalmy papierosa i pogadajmy
Tak jak przywykliśmy od zawsze. Chciałabym ci coś
dać, taki mały dowód wdzięczności. Może moje
wieczne pióro które tak sobie cenię
Nic innego nie mam Nic co miałoby wartość A
zresztą komu mogłabym to zostawić w spadku? Nikt
nie jest mi bliższy niż ty.
II.
Zabierz mnie swoją taxi, Panie
Śmierć. Wiem, wiem, podobno masz wysokie ceny.
Ale wozisz mnie za darmo ile razy chcę. Może wreszcie
się ze mną ożenisz? Rozkosz jest absolutna i jest
powtarzalna. Tak jak podróż. Najpierw smutek,
potem widzisz - dom! Reflektory rozpraszają cienie
i widziadła Proszę, mój drogi panie, zabierz
mnie już stąd.
|
Dwa listy |
|
I .
Wachlarze wycieraczek z piskiem
tną tylnych świateł krwawy deszcz i karoserii ostre
błyski Niebo złowrogie jest i niskie jak dawno
opuszczona przystań wiatr szary grad na okna ciska
a korek trzyma mnie jak kleszcz
Po lewej kino, z prawej kondukt
a w środku ja, a w środku mnie boli jak uderzenie
prądu conocnej myśli nagły powrót powidok
tamtych ze snu lądów jak piasek przyniesiony
sondą mówi co leży tam na dnie |
|
II.
Trzy i pół roku na walizkach.
Tak bardzo pragnę uciec stąd I to co moje znów
odzyskać. Po nocach marzy mi się przystań Daleka,
nad nią światło błyska Jak w ręku elfa biały kryształ
Sygnalizuje wreszcie ląd.
Tu drogą płynie rzeka błota
Wciąż macam stopą gdzie jest ląd. Ta rozpuszczona
żona Lota Wciąga mi nogi jak głupota Wciąga
w dyskusję. Wciąż się miotam I czekam, kiedy przejdzie
słota Aby się wreszcie wyrwać stąd.
Za mną - zieleni dawnej cmentarz
Przede mną, blisko, skarpy stok. Czyżby ta glina
- stary krętacz Swój koniec miała? Nie pamiętam
Smaku swobody. Czy się lękam? Choć błoto stopy nadal
pęta Wystarczy zrobić jeszcze krok.
|
Nasze poranne rytuały |
|
Nasze poranne rytuały,
nasze poranne amulety łazienka, kawa, błysk, papieros,
Radio, kanapka, błysk, gazety, Stopą w buciku, stopą
w niebie, Błysk snu co nie był snem i nie wiem
Dlaczego nie mam w dłoniach naczyń Kielichów
dwóch tych dwóch bliźniaczych Tego
co wrze i tego z lodem
Podłoga nadal jest podłogą i
nie ma śladu po granicy Po której co dzień
nie chcąc chodzę I nie chcąc godzę wrzątek z lodem
Mam ciężar w lewej, nic w prawicy. Za kogo noszę
te naczynia Za kogo używane smutki Kto wyrósł
z myśli które myślę, Dla kogo były już za
krótkie,
Gdy piszę listy, czemu do mnie
a nie do kogoś są pisane Wiem czyim jestem w życiu
echem Dlaczego tylko wczesnym ranem Dlaczego
ciężar czemu pustka I czemu dziwię się gdy w lustrach
Nagle zobaczę siebie samą I znów odwracam
się z pośpiechem Jakby ktoś inny za mną stanął.
|
Et ego in Arcadia |
|
Arkadia nie utracona
tylko tak dawno tam nie byliśmy zaplombowane drogi
wrócą gdy i my krok po kroku spróbujemy
wrócić niech płoną liście jesień ustępuje
zimie ta znowu słońcu Nie pytaj nikogo o
drogę wrodzona pamięć obudzi się w porę Arkadia
nieutracona nieujarzmiona
|
Wino, wiatr i woda. |
|
Młynarz wrócił.
Jego uczniowie Zapomnieli o sztuce wiatru i wody
Ale wnet wiatraki Ezekiela Odnajdą prawdziwy wiatr
A woda pod kołem młyna Zacznie się obracać Wzburzona
Prosto w wino. Witaj, Rybaku, Patrz na zbudzone
ryby Kołujące, kołujące Wokół maika
Wodospadu.
|
Anioł |
|
Już chorągwie znikają
za wzgórzem gdzieś było słońce kto by
pamiętał o słońcu ten łoskot trzepotały mijając
ten huk znikając jeszcze widoczne niosły
się jak huk się niosły kolory ten łoskot był
słońcem łopot unosił nam głowy na przestrzał
krzyczeliśmy jeszcze raz krzyczeliśmy nasze
języki były językami chorągwi nasze języki już do
nas nie należały to my byliśmy naszymi językami
nie było litości nie było litości tylko chorągwie
|
Eurydyka |
|
Nie oglądaj się miły
na mój ból i smutek inaczej razem
zostaniemy w piekle. Raczej w górę, w górę
podążaj (tam, gdzie ci muzyka każe) a ja za
tobą dłoń w dłoni tak, że uścisku już nie czujemy.
To najlepsza droga.
|
Raj to samotne miejsce |
|
Szukając mojej miłości
Znalazłam mężczyznę bez twarzy. Ludzie się śmiali
Demony płakały A ten człowiek bez twarzy milczał.
Szukając mojej miłości Zrozumiałam,
ze się nie urodził. Ludzie się śmiali Demony
płakały A ten człowiek bez twarzy milczał.
Włożyłam wdowie ubranie Dla
tego, co się nie urodził Przeklęłam więc łona
I przeklęłam plany Lecz ten człowiek bez twarzy
milczał.
Włożyłam wdowie ubranie Dla
tego, co się nie urodził Ludzie się śmiali Demony
płakały A ja zrozumiałam, kto jest kim.
|
Modlitwa o Apokalipsę |
|
Pożycz mi swego futra
Behemocie Idą ciężkie dni zimne dni dni kamienne
i kraciastego towarzysza mi pożycz i kruki bo
umieram z głodu niech przewali się lawina łez
nad schronieniem śmiechu Bóg ma twarz twego
mistrza a mistrz to Małgorzata ukryta za okularami
Abbadony
II.
Mistrz robił ptaki z papieru
origami japońskie żurawie zrywały się z łopotem
założono mu kaftan bezpieczeństwa
wtedy śnił o odwiedzinach
przychodzili starożytni bohaterowie boddhisatwowie
mędrcy nieśmiertelni radośni jak dzieci
wtedy zakazano mu odwiedzin
poprosił o ukrzyżowanie lekarz
wytłumaczył mu pomyłkę
i zakazał uprania czapeczki.
Małgorzata zamyślona ostrzyła
noże.
III.
Czas się pożegnać I nie pytaj
czy twój pokoik w suterenie Spali się później
albo Czy ktoś pomaluje go i odświeży Nawet jeśli
twój wróg będzie się czuł jak w domu
Między rzeczami które uważałeś za swą własność
Kto dba o zabawki prawie zapomniane Gdy wraca do
domu
|
Avalon, wyspa jabłek |
|
Śpiące dziecię w
jabłka środku Lewe zjednoczone z prawym Sługa
wąż wyprawia cuda Śpiące dziecię bawi.
|
Południe jest w górze
mapy |
|
Co było kiedyś kobiecą
piersią czasami zdarza się penisem. Oś i koło widziane
pod pewnym kątem czasem wygląda jak krzyż. ***
Patrzymy na jedzenie, kolory, czujemy smak i kształt
Daje nam przyjemność lub nie ale Umieramy bez niego
A potem musimy opróżnić jelita Patrzymy na
świat na kolory, czujemy smak i kształt Daje nam
przyjemność lub nie ale Umieramy bez niego A
potem musimy stworzyć coś. Gdzie tu sens? Za
plecami Jak widać.
|
Telefon zamiejscowy. Nie rozłączaj
się. |
|
Czasem myślisz, żeś
trafił za kraty (na przykład kiedy leżysz w łóżku)
ale to tylko twoja drabina do nieba tyle że patrzysz
na nią pod niewłaściwym kątem. Rusz się i wstań
wreszcie, mały.
|
Qintin, Zaklęcie |
|
Drzwi są otwarte.
Straż, raniona, krwawi. Poza więzieniem ziemia z
niebem się spotyka. Mury upadły. Drut kolczasty
zawisł Rozcięty. A w ogrodzie niebiosa płoną w kielichu.
|