Stworzenie
świata |
|
Pierwszy był wilgotny i ciemny drugi
zwany już dniem wybił złowrogi jasny tunel zmusił
do zamknięcia oczu i do krzyku chciał się cofnąć
ale okazało się to niemożliwe stworzył więc
rośliny planety zwierzęta i kamienie i ludzi
ale nie udało mu się w nich do końca uwierzyć
została szpara w którą wciska się kwark
niemożliwości drzwi niemocy stwarzania i retorycznych
pytań solipsyzmu
|
Wiersz
urodzinowy |
|
W trzydziestym trzecim, Chrystusowym
roku (a urodziny mam już za sześć dni) cóż
mam bracie, uczynić, by odzyskać spokój i
co w sobie otworzyć, aby mógł on przyjść?
Zmęczonym stopom jaką znajdę drogę aby odzyskać
posuwisty krok? Niejeden ciężar dźwignąć jeszcze
mogę, lecz muszę znaleźć nocleg, nim nadejdzie zmrok.
Gdzieś muszę przysiąść, worek domokrążcy przejrzeć,
to co oddałam, i co dano mi, choć chwilę, by pomyśleć,
by z rachunkiem zdążyć, z pięty wyciągnąć kolec,
co od rana tkwi. Ale wokoło beznadziejna pustka
i widzę tylko kamienie i piach, tylko w dali,
w powietrza rozgrzanego lustrach jak na drwinę,
oazy drży zielony dach. Parciany pasek ociera mi
ramię a pot zostawia w ustach słony smak. Nie,
ja nie płaczę. Tylko pod stopami kamień jęczy jak
bardzo nagi czuje się bez traw.
|
Judasz
|
|
To tamtym siedzącym w krąg było miłości
brak. Ta pętla na mej szyi czy to nie obroża,
pod którą, gdy z twych rąk, posłusznie zginam
kark? Wciąż jeszcze huczy we mnie tamten ostry pożar
gdy dotyk twoich ust wskazał mi wreszcie szlak i
najnędzniejszy z nędznych ruszyłem w bezdroża. Spytałeś
i nie wstał nikt. Lecz ja już byłem twój.
I jest nagroda w karze i zasługa w winie bowiem
to z twoich słów nam ukręciłem sznur i on
nas obu związał, dał przeciwieństw imię i niech
mam zdrajcy twarz kiedy tyś jest król. Poszedłem,
twój posłaniec, śmierć nam obu przynieść.
|
Don
Juan |
|
Miła moja następna nie jesteś więcej
niż ciałem. Niczego nie pamiętasz. Znowu przegrałem.
Znów szukam, szukam stale a moja piękna
skrzydlata odchodzi coraz dalej, za krawędź
świata.
Witaj mi, mój kamienny gościu i rękę mi
podaj. Siądźmy chwilę przy winie, noc taka młoda.
Potem prowadź przez pustkę milczący posłańcu
cienia na ustach masz, jak uśmiech, ślad jej
imienia.
|
MIB
|
|
Spotkałam dziś Chrystusa był kobietą
powiedział, że ma dość muru między kochankami
Spotkałam też anioła na moich oczach rozdzielił
się na męskie i żeńskie uśmiechnął dwojgiem
ust. i pogrążył z powrotem w miłość która
płonie od pierwszej sekundy
Nie mogę o tym mówić chodzi za mną trzech
odzianych w czerń i zakrywa mi usta
|
Robin
Hood |
|
Gdy po rudych brwiach starość umączonym
palcem przeciągnęła (Muszka Młynarczyk nie zrobiłby
tego lepiej) gdy łuk przestał być posłusznym
zwierzęciem a rozchylone kolana Królowej
Marion nie prowadziły do celu zrozumiałeś Zielony
Robinie oto nadciąga krucha jesień gdy dęby
krwawią liśćmi z podciętych książęcych żył
Lecz zakapturzony rywal ciągle nie nadchodził
|
Powroty
|
|
Nie ma miłości to tylko trzy minuty
seksu zakończone upokorzeniem i wzajemne oszustwa
głodujących nie ma miłości nie tu nie w
tym piekle
Miłość przybito na rozstaju dróg jak
kruka na przestrogę by nie ruszano winnicy
nie ma miłości nie przyjdzie tutaj krwawi na
skrzyżowaniu choć próbuje wciąż próbuje
na przekór strażnikom zdrajcom
Któż pamięta że ma siostrę śmierć w łachmanach
przyjdzie jak złodziej wykona sprawiedliwość
|
Płacz
Jakuba |
|
Szamotałeś się z Wielkim Jakubie
całą noc Cudowna zdobycz potem złamał ci staw
zapaśnik znakomity i pobłogosławił ci jak opowiadałeś
z radością
Nocny płacz to tylko starość nie znaczy nic
czym byłby świat gdybyś utrzymał żywą Bramę
aż wzejdzie słońce? Jakiegoż to piękna płaczesz
przegrany Jakubie?
Ten sekret przekazywany potomkom nie do ciebie
już będzie należał ale nadzieja jest twoja Bramy
stojącej solidnie w świetle słońca zakotwiczonej
po tej i po tamtej stronie z aniołami swobodnie
wędrującymi tam i z powrotem.
|
Dante
i Beatrycze |
|
Oplątał mnie cień przedwcześnie zmarłej
błagała mnie nocą o pięć minut choćby o pięć minut
świat był nagi
nosiłem ją jak płaszcz na ramionach i jak
dziecko w łonie była na zewnątrz i wewnątrz
przepływ umierałem
Zaniosłem ją z płaczem do nieba przez piekło
tak bardzo chciałem się jej pozbyć
teraz klęcząc wśród zakurzonych dekoracji
błagam o powrót mojej ukochanej śmierci
na pięć minut choćby na pięć minut
|
Kolejność
|
|
I ja w Arkadii byłam/jestem/będę
jak w raju tutaj nigdy nie zapada ciemność
chyba że zamkniesz oczy
Pozwól Adamowi by kroczył pierwszy
jak był pierwszy wtedy jabłko wiedzy w jego
dłoni jest jabłkiem życia darem nadchodzących dni
nietajemnym
a nie rozumowym ustalaniem sensu w tym co już
stracone co odpłynęło zanim je poznałeś a teraz
pamięcią sięgasz jakbyś chciał usłyszeć utwór
literacki w muzyce co ścichła
wciąż oswojeni z duchami i w piekle tak długo
póki zamykamy oczy a przecież to zatracona
wiedza śmiej się życie szaleje mówią
nieuchwytni w teraz a zrozumiali potem gdy teraz
umarłe przywołujesz w seansie świat jest tylko
duchem chwytasz go gdy już śmierć go zabrała
mierzysz je wiedzą wstecz sztuką skoroszytów
mądrością śmierci która układa na półkach
wedle stworzonych ale sztucznych reguł oto rozsądek
ta bibliotekarka co kładzie obok siebie Krasickich,
Krasińskich porządek logiki narzędzie porządku
Niech twórca prowadzi ten co snuje opowieść
byś rzekł: Jeśli chcesz jestem kamieniem
o który potyka się król
a wtedy i ty w Arkadii
|
Ariel
|
|
I oto Nibylandia leży przed tobą jak
talerz. Drzewa Gaudiego wznoszą się aż do obłoków.
Sierp plaży złoci się. To wszystko, co zostało z haka
kapitana, Lecz możesz znów tę wyspę chwycić
i podnieść za włosy. Nie, dosyć. Cień na dzisiaj
mocno uwiązany. Dziś wszystko jest posłuszne bo
Wanda dorosła I dała tej krainie jej prawdziwe imię
Ariel.
|
Podziękowanie
poecie |
|
Te wiersze Mówię Myślę
Jakie są tamte Chowasz je wstydliwie Nie mieszczą
się w ramach Otwierają świat Jednym kopnięciem.
|
Wariatka
|
|
Kątem oka Ktoś stoi Starannie
unika Ktoś stoi za plecami Nie patrzy Patrzy
Znowu Czy ten sam Ja wiem Mój cień
mi powiedział Nic nie mówię Milczę
Wiem lepiej Mój cień wie lepiej Udaję
Hamleta Celuję w kształt za kotarą Krew
Wszyscy zawstydzeni
|
Helena
|
|
Z twarzą o której nie ma co gadać
I ekscentrycznym uśmiechem Szuka młodego kochanka
Lecz wraca do wiernego męża To dla niej żołnierze
Wymachując bronią Wędrują pod Troję Dla pocałunku
Jej kosy Który uwalnia Z brzucha
Drewnianego konia
|
Dla
Andrzeja |
|
Żonaci mężczyźni Wciągają swoje ziemniaczane
brzuchy na widok atrakcyjnych kobiet I próbują
zeskrobać zeszłotygodniowe jajko ze smutnie zwisłego
krawata Żonaci mężczyźni Czuć ich mydłem toaletowym
ich żon i gotowaną włoszczyzną A czasami pieluchami
i wczorajszym mlekiem Żonaci mężczyźni Mamroczący
do odbicia w lustrze o swej męskości i możliwościach
Uszczęśliwienia tysięcy kobiet i chowający pieniądze
Które mogłyby iść na przepadłe, na przykład rodzinny
budżet, A nie na coś rozsądnego, jak chociażby,
wódka. Żonaci mężczyźni Podrywający młode
dziewczyny z gracją żółwi Żonaci mężczyźni,
obiekty nie - seksualne, Śpią przykryci gazetami,
papier faluje w rytm chrapania Gdy w telewizji wrzeszczy
argentyński serial Żonaci mężczyźni Co dzień
jedzą codzienny obiad z codziennymi żonami A herbata
jest wodnista a noże są tępe I ślepcy próbują
przeciąć nimi talerze na pół.
|