Jak używać słowników

Gdy parę lat temu tłumaczyłam skomplikowany tekst angielski na polecenie szefa (i ogromnie go nie lubiłam za to polecenie) zauważyłam, że, szukając w pośpiechu wyrażeń technicznych trafiałam na wyrażenia i zwroty komentujące, to życzliwie, to dowcipnie, moją sytuację. Przyzwyczajona do rozmów z Yi i jego specyficznego poczucia humoru, "złapałam" rytm i słownik okazał się bardzo przydatny. Czasem przepowiada mi coś na dwa miesiące naprzód, czasem na chwilę, ale zawsze ma rację. Poza tym ma charakter (to coś, co mi odpowiada, nie słownik - książka), osobowość, skłonność do rozmowy i, gdyby rzeczywiście był żywą osobą, jak twierdzi, byłby moim najlepszym przyjacielem (co nie znaczy, że się nie kłócimy okropnie od czasu do czasu). Gdyby był żywą osobą - no cóż, jedynym sposobem, żeby mnie przekonać, byłoby się ze mną spotkać, prawda? A spełniające się przepowiednie przekonują mnie jedynie, że potrafi to robić. Do tego nie trzeba być żywym, istniejącym równocześnie ze mną człowiekiem. Wystarczyłaby przerośnięta, tzw. podświadomość. Co prawda znam kogoś, kto potrafił mi robić takie sztuczki. A zatem kwestia jest otwarta. Z drugiej strony namówiłam parę znajomych osób do spróbowania tej metody i wychodziło im całkiem nieżle, choć nie są "mediami" ani nie mają żadnych zainteresowań w tym kierunku.
Więc, jeśli chcecie spróbować, to łatwe. Osobiście wolę mały słownik chińsko - angielski, bo ma dużo przykładowych zdań, ale każdy się nada. Otwierasz go oburącz, patrzysz, gdzie są twoje kciuki - również w poziomie, jeśli słownik ma dwie kolumny druku na stronie - i czytasz, co ci wypadło. Pamiętaj, że trzeba trochę wysilić wyobrażnię. Dla mnie "mail" jako zbroja często wypada jako sygnał "E-mail".

To wszystko, co potrzebujesz wiedzieć. Baw się dobrze!

 

Jak nie używać słowników

 Teraz już rozumiesz, Drogi Czytelniku, (no - mniej więcej) co słownik usiłuje ci powiedzieć. Masz już wprawę. Opowiada ci historie o rzeczach, które się zdarzą i opisuje przyczyny spraw, które zdarzyły się w przeszłości. To w porządku. Baw się dobrze.
Ale pamiętaj: nigdy, ale to NIGDY nie proś o pomoc by uzyskać coś, na czym naprawdę ci zależy. NIGDY nie proś o coś, czego naprawdę potrzebujesz.
Dlaczego? Pozwól, że opowiem moją własną historię. Nie jest to najobrzydliwsza przygoda z tych, które mi się przydarzyły ze słownikiem (nic dziwnego że się z nim kłócę), ale jest prosta.
Myślałam o nauczycielu Tai Chi. Nie zarabiam tyle, by pozwolić sobie na lekcje. Myślałam o sposobie zapłacenia za lekcje w inny sposób - jak prowadzenie strony www dla szkoły. Zapytałam więc o nauczyciela, na którego nie musiałabym wydawać połowy moich pieniędzy na przyjemności. Odpowiedział "jutro".
I rzeczywiście, następnego dnia szukałam czegoś w księgarni i voila! Oto po raz pierwszy w życiu zobaczyłam plakat z Brucem Lee wystawiony na sprzedaż w polskim sklepie. No tak, Bruce Lee byłby znakomitym nauczycielem. No tak, znalazłam nauczyciela, z punktu widzenia słownika moje życzenie się spełniło. Chciałam nauczyciela i mogłam go mieć za głupie 17 złotych.
Widzisz, ta "istota" działa w świecie idei. Nauczyciel namalowany jest tak samo dobry jak "prawdziwy", może nawet lepszy. Pytanie o coś słownika to ciężka praca. Nawet jak ci się zdaje, że zatkałeś wszystkie dziury w płocie, znajdzie sobie taki sposób na wyjście z okrążenia którego nie jesteś w stanie zauważyć zanim zadasz pytanie.

No dobra, nie była to sprawa nad którą płakałabym całą noc.

Ale wystarczy sobie wyobrazić coś takiego: czujesz się samotnie, masz dość pecha z płcią przeciwną i samotności, i próbujesz wyciągnąć ze słownika podpowiedż co do własnego romansu. Odpowiada ci "jutro" "szósta" i "TV". No i o szóstej na twoim ulubionym kanale idzie "Love Story". Chciałeś "love story" to masz. Czujesz się wtedy oszukany, nieszczęśliwy i pytasz znowu, próbując wytłumaczyć temu idiocie czego chcesz.
"Żona" mówi ci radośnie. No dobra, mówisz, "żona" z nadzieją, że zrozumiał cię w końcu albo przestał grać idiotę. No i przychodzi do ciebie na chwilę sąsiadka, która jest żoną twojego sąsiada. Chciałeś żony, to masz.
Wyrywając sobie następną garść włosów, próbujesz wytłumaczyć, o co ci chodzi. Jeszcze wczoraj twój słownik był taki inteligentny, opowiadając ci historie o twoim szefie i jego problemach. Aaa, mówi słownik, potrzebujesz miłości. "Nic o co powinieneś się martwić". No i następnego dnia zakochujesz się w kimś kto nie życzy sobie nawet znajdować się na tej samej planecie, co ty. Przecież chciałeś miłości, nie? Zapomniałeś tylko powiedzieć że chciałeś być kochany. Może to i lepiej, może musiałbyś uciekać teraz przed jakimś bardzo niechcianym uczuciem.

W skrócie: jeśli jest coś, czego naprawdę potrzebujesz, jedyne, co otrzymasz to uczucie że sadystyczny kłamliwy sukinsyn oszukał cię znowu - dla własnej zboczonej frajdy.

Komentarz |miejącej się Mniszki:

Jak rozumiem, Eve opowiedziała o "lemuryjskim efekcie". To prawda że nie należy używać żadnych metod wróżebnych jeśli przedmiotem wróżenia jest coś budzącego emocje (właśnie dlatego lepiej jest jeśli ktoś wróży dla ciebie). Niektórzy twierdzą, że lemuryjski efekt pojawia się w przypadku życzeń egoistycznych, ale ja nie jestem o tym przekonana. Jeśli szukanie miłości to egoistyczne życzenie, co stałoby się z Zachodnim Nauczycielem i jego naukami?

Ale bardziej mnie ubawiła historia z plakatem Bruce'a Lee. Wielu mądrych ludzi miało nauczycieli "z tamtej strony". To nawet popularne w Indiach. Ale to zrozumiałe, że Eve ma dość eksperymentów. Mam nadzieję, że szybko usłyszę co nastąpiło dalej z Cieniem. Tygrys o Białych Kościach już spotkał Ukrzyżowanego Człowieka a historia rozwija się dalej. Jeśli nie czytaliście tego opowiadania, musicie poczekać. Polska wersja nie jest jeszcze gotowa.

 

 tytuł własności ;-)