Marzec,
2000
Zupełnie nic nie miałam do roboty
w niedzielę. Włączyłam po raz pięćdziesiąty film "On
the Run", czytając jednocześnie jakiś kryminał,
również po raz któryś tam. Jednym okiem
spoglądałam na ekran, drugim na książkę, a wreszcie,
przypomniawszy sobie o swoim pomyśle na scenariusz o
elfach (zdecydowanie Yuen Biao powinien zagrać elfa,
nawet nie trzeba wiele charakteryzacji), zaczęłam prowadzić
dialog ze słownikiem. (Mówiłam, że słownik jest
ważny, trzeba było zacząć od słownika, he he). W pewnym
momencie słownik, całkiem bez sensu, otworzył mi się
na słowie "eyelid" (powieka). (Jak to robię,
ano, trzeba było zacząć od, no wiesz). Podniosłam wzrok
na ekran, gdzie szły już napisy i zdjęcie dwojga bohaterów,
no i Biao na mnie mrugnął. Powolne, porozumiewawcze
mrugniecie. Boże, powiedziałam sobie, jednak mam halucynacje,
ratunku, nie wierzę, w elfy też nie wierzę, w ciebie,
Boże, też nie wierzę, no i poszłam sprawdzić, czy to
halucynacja, czy nie. Ale, jeśli to halucynacja, to
taka, którą widzą wszyscy (chyba że ich też halucynuję).
Jak numer następnego dnia.
Postanowiłam wypić kawę w małym barku
w "Landzie". Przez szybę widziałam wnętrze
budynku z ciągami sklepowymi i przez okno w ścianie
naprzeciw wysoki blok po drugiej stronie przyszłej ulicy
i parkingów. To spora odległość, jak każdy, kto
był w "Landzie", może potwierdzić. Czytałam
"Nieznany |wiat", piłam cappuccino i słuchałam
włoskiej muzyki. W pewnym momencie zaczęłam zwracać
uwagę na piosenkę, miała dobry, taneczny rytm, podniosłam
wzrok znad gazety i wtedy zauważyłam uchylone okno w
bloku naprzeciwko, otwierające się i zamykające w rytm
piosenki, którą grał magnetofon w kawiarni. Nie
radio. Magnetofon. Gapiłam się na to zjawisko z minutę,
przypomniało mi to zabawę z gasnącą lampą za oknem w
hotelu, która mrugała raz na "tak"
i dwa razy na "nie" (w Hong Kongu, żabcie,
w Hong Kongu) ale z pewnością ktoś stał tam i bawił
się tym oknem. Po minucie poprosiłam kelnerki, by powiedziały,
czy widzą, co ja widzę. Widziały, więc nie była to halucynacja.
Zabawa z oknem trwała tak długo, jak długo szła piosenka,
ale kto przez cztery minuty jest w stanie zamykać i
otwierać okno w rytmie italiano disco? Po co?
To pogodziło mnie ze światem i znowu
uwierzyłam w elfy i całą resztę.
Tak czy owak, jak zobaczycie wkrótce,
mój świat wygląda właśnie tak, i jeśli mam halucynacje,
udzielają się one wszystkim. |
Co
zrobili z moją piosenką?
(What did they do to my song, Ma?)
Właśnie zobaczyłam
"Millenium Dragon". Dla tych, którzy
nie widzieli nic z Yuenem Biao krótka notatka
o filmach w Fanklubie:
A teraz moje przemyślenia:
Yuen Biao zasługuje w pełni
na znacznie lepszą rolę w znacznie lepszym filmie.
Czy jest w tak złej sytuacji
że bierze wszystko, co się trafi? Nie ma dobrych scenariuszy?
Lub, na przykład, producenci
go nienawidzą? Założę się że nie ma dobrego agenta.
Być może jego żona, która umieściła punkt
"bez romansu" w jego umowach jest jego agentem
i PR. Ale ja w to nie wierzę.
Taki rodzaj aktorskiej żony nie może istnieć. Nie ma
nawet adresu dla fanów. Dlaczego? Aby pokazać,
że nie dba o fanów? Wiecie, reguła "kochaj
swoją publiczność" to pierwsza rzecz jakiej się
uczysz pisząc scenariusze. To stwierdzenie jest z pewnością jeszcze ważniejsze
dla aktorów.
Wiecie co? Myślę, że
jego żona nie istnieje, on po prostu jest w jakimś klasztorze
trzymany jak niewolnik i wychodzi na zewnątrz jedynie
gdy jego zwierzchnik potrzebuje pieniędzy. Albo jest
to nowa wersja odsiadywania wyroku. Nie tylko jest w
więzieniu, ale zmuszony jest trzymać to w sekrecie.
To następny dobry pomysł na scenariusz, ale uwaga,
Smoczy Las rezerwuje sobie wszystkie prawa do tej historii.
Skąd mi się wzięły takie
okropne pomysły?
No więc mój chińsko - angielski słownik powiada do mnie od co
najmniej dwóch miesięcy: "champion" (dla wyjaśnienia: "Champions" to film z Yuenem Biao, który
dostałam nieco wcześniej), "X-ray"
(promienie rentgenowskie) i "in prison" (w więzieniu). Dość wyrażnie,
prawda?. |
26.07.
Urodziny Yuena Biao i Karla Gustawa Junga |
Obaj moi idole urodzili
się 26 lipca. Więcej ich nie mam. Starszy
z nich, Karl Gustaw Jung urodził się w Szwajcarii
i nie myślę o nim jako o "zmarłym".
Był dobrym astrologiem, (poza stworzeniem
takiego drobiazgu jak nowoczesna psychoanaliza),
a dla astrologów nikt nie jest umarły.
Drugi z nich, urodzony nie tak dawno
temu, będzie uszczęśliwiał nas swymi filmami
jeszcze długo.
Możecie powiedzieć, że ci faceci, o których
tak dbam, nie mają ze sobą nic wspólnego,
poza datą urodzenia. Mylicie się, Jung był
mocno zajęty traktatami taoistycznymi, znał
i używał Yi Qinga, i możecie powiedzieć,
że był ambasadorem chińskiej kultury. No
i był sławny. Yuen Biao też jest sławny
a jako popularny aktor, też jest ambasadorem
chińskiej kultury. A skoro w szkole chińskiej
opery uczył się sztuki walki "Osiem
Trygramów", chcąc nie chcąc,
poznał się z zasadami Yi Qinga.Gdybym wiedziała
o której się urodził, mogłąbym zapewne
powiedzieć coś więcej. Teraz mogę powiedzieć
tylko jedno: mądre Lwy są rzadkie, chrońmy
więc ten gatunek! Więcej Yuen Biao - izmów
w Fanklubie i opowieściach ze Smoczego Lasu.
|
|